Niestety jak wielu z Was, tak i mnie dopadło choróbsko a potem jeszcze moje dziecko więc muszę zmienić plany i to, co chciałam pokazać przełożyć na później. Ponoć co się odwlecze…
Jednak, żeby nie było tu pusto i jako, że zbliża się Halloween (za którym jednak osobiście nie przepadam), postanowiłam przybliżyć Wam jednego z aktorów, który właściwie do tej pory pozostaje mistrzem horroru. Lon Chaney, bo o nim mowa, to gwiazda tego gatunku w latach dwudziestych minionego wieku. Był aktorem bardzo ekspresyjnym, jednak nie tylko dzięki temu zdobył sławę człowieka o tysiącu twarzach. Chaney wykonywał również sam charakteryzacje do postaci, w które się wcielał. Często w jednym filmie grywał kilka ról a w tamtym czasie bardzo popularne było powiedzenie: Nie zabijaj tego pająka, to może być Lon Chaney! 😉
Dziś charakteryzator ma do dyspozycji mnóstwo materiałów, dzięki którym może wyczarować różnego rodzaju efekty specjalne. Właściwie jedynym ograniczeniem jest budżet. W latach dwudziestych nie było to jednak takie proste i żeby osiągnąć zamierzony efekt, Lon musiał się nieźle nakombinować i nieraz nacierpieć. Jedną z niezwykłych kreacji tego artysty jest postać Quasimodo w filmie „Dzwonnik z Notre Dame”. Garb, który nosił wykonany był z gipsu i ważył około dziesięciu kilogramów. Na samą myśl o tym, coś mi strzyka w kręgosłupie… W „Upiorze w operze” możemy podziwiać Chaney’a w roli szalonego organisty o zniekształconym ciele. By osiągnąć efekt rozkładającego się trupa, aktor smarował nos klejem i następnie kładł kawałek przezroczystego rybiego pęcherza, który ściągał skórę, po czym podnisił czubek nosa do góry, przyklejając koniec pęcherza do czoła. Jedną z wad tej charakteryzacji było to, że w drastyczny sposób ograniczała mimikę. Sporym poświęceniem była też rola kryminalisty Blizzarda w filmie „Kara”. Blizzard w wyniku niekompetencji lekarza jako dziecko miał amputowane obie nogi. Chaney wymyślił sobie pieńki ze skórzanymi szelkami, które umożliwiały mu chodzenie na kolanach a stopy miał przywiązane do ud. Było to jednak bardzo bolesne i aktor potrzebował częstych przerw. Mógł tak wytrzymać najwyżej 15 minut.
Ufff… Myślę, że charakteryzatorzy a szczególnie aktorzy wdzięczni są wszystkim tym, którzy przyczynili się do rozwoju charakteryzacji, dzięki czemu ich praca może być przyjemnością 🙂 Poniżej załączam kilka zdjęć Lona Chaney’a. Zastanawiam się co bardziej go fascynowało – aktorstwo czy charakteryzacja? Wam nie polecam próbować w domu sposobu z rybim pęcherzem. Jeśli chcecie wcielić się w jakąś halloweenową postać, zapraszam do mnie. Korzystam z tych bardziej cywilizowanych metod 🙂
Oczywiście zdjęcia znalezione w internecie
Witam..i zapraszam tu: http://blogtangled.blogspot.com/2012/11/wyroznienie.html
…w celu odebrania odznaczenia dla bloga :)))